Jesień 2007

Właściwie to pierwsza taka pracowita pora roku, bo wcześniej na tej dzikiej działce starałam się odgarnąć w jednym miejscu trochę trawy, zgarnąć szyszki, żeby móc postawić leżak. Oczywiście kolejna osoba z leżakiem musiała sobie zorganizować swój placyk. Przejść z jednego końca ogrodu na drugi przez gęstwinę – to był nie lada wyczyn! Wprawdzie zdarzało się, że wycięliśmy wszystkie samosiejki brzóz, całe pola jeżyn, wyzbieraliśmy mnóstwo gałęzi (nie gałązek- gałęzi!) i cieszyliśmy się, że teren uprzątnięty, następnym razem przyjedziemy i będziemy odpoczywać! Ale „następny raz” był zwykle nieco odległy czasowo i okazywało się, że… znów nie ma gdzie postawić leżaka bo w miejscu jednej wyciętej brzózki wyrosły trzy nowe, a jeżyny… jakby właśnie cięcia do wzrostu potrzebowały najbardziej!

Tak bardzo „naturalny” ogród jest znakomitym środowiskiem dla różnych żyjątek. Miło było poobserwować jeża, który zrobił sobie w ogrodzie zimową kryjówkę, kosa, zbierającego budulec na gniazdko, czy jaszczurkę, która najlepiej czuła się w stercie betonowych bloczków i kamieni.

Ludzka natura: „uczynić sobie ziemię poddaną” odezwała się wreszcie! Chcemy mieć kawałek przyjaznego ogrodu, zachowując jednocześnie leśny charakter działki dla jeża i jaszczurki. Może się uda?…

Padło pytanie: od czego zacząć? Gdzie szukać pomocy? Zaczęłam od lektury fachowych czasopism, kupowałam książki, ale minęło trochę czasu, zanim podjęłam pierwsze decyzje. Przede wszystkim uświadomiłam sobie, że trzeba zacząć od odchwaszczenia i wyrównania (ukształtowania) terenu. I nie chodziło jedynie o pozbycie się perzu, czy innych drobnych „chwaścików”. Najtrudniejsza była walka z niezliczoną ilością brzózek połączonych ze sobą siecią korzeni, które ciągnęły się płytko pod ziemią i ciężko było znaleźć wolne miejsce na wbicie szpadla. Perzowy „trawnik” też nie wyglądał ładnie… Myślałam czasami: potrzebuję fachowej pomocy – ogrodnik, koparka, kilku silnych panów spod sklepu i po sprawie!
I wtedy trafiłam na „http://forumogrodnicze.info/”! Zaczęłam nieśmiało zadawać pytania i dotarło do mnie to co najważniejsze. Owszem, można zatrudnić projektanta, ogrodnika, zaplanować, zlecić, ZAPŁACIĆ i już. Tylko co z tego? Może się okazać, że próżno szukać później satysfakcji, pięknie zaprojektowane rosarium jest jakieś… obce. Zaczęłam czytać i okazało się, że mój zapał do pracy w ogrodzie rósł z każdym nowym poznanym na forum ogrodem.

Październik 2007 roku był piękny! Jakby pogoda sprzyjała właśnie mnie. A może to była moja wewnętrzna pogoda, a zewnętrznej aury po prostu nie czułam, przejęta pracą? Zaczęliśmy od wycięcia wszystkich małych drzewek, krzewów, samosiejek, nawiercaliśmy otwory w pniach i gałązkach i zalewaliśmy je stężonym herbicydem. Potem spryskaliśmy również podagrycznik, bo walka z nim bez „oręża” nie byłaby możliwa ze względu na jego ilość i dość długie panowanie w ogrodzie. I wtedy otworzyła się przestrzeń…

Dopiero teraz okazało się jak wiele jeszcze czeka nas pracy. Ta zieleń to po prostu perz, przerośnięty kępami trawy, mniszka podagrycznika i innych chwastów polskich, wrośnięty w twardą, zbitą powierzchnię ziemi. Trzeba było zrobić z tym porządek, przygotować teren pod piękny zielony trawniczek i rabaty z obficie kwitnącymi krzewami i kwiatami.

Tymczasem przyszła zima a wraz z nią tęsknota za leśnym buszem… Nastały długie, zimowe wieczory. Postanowiłam zaplanować prace w nadchodzącym sezonie. Pomyślałam: nie dam rady! Teren nierówny: górki, pagórki, przerośnięty wciąż chwastami, starą darnią traw oraz niezliczoną ilością korzeni nie wiadomo już których drzew! Wezmę firmę, przyjadą ze sprzętem, przekopią wyrównają, ukształtują teren a ja tylko posieję i zasadzę. Ale zaraz przyszły wątpliwości: to pochłonie masę pieniędzy, których nigdy za wiele, a ja wolałabym je przeznaczyć na zakup roślin. Pomyślałam też, że satysfakcja z własnoręcznie wykonanej ciężkiej pracy niczemu nie może się równać. Postanowiłam, że będę stopniowo, kawałek po kawałku, łopata za łopatą doprowadzać to miejsce do stanu „przyjaznego”. Na ile pozwolą możliwości, czas i zdrowie.