Wiosna 2008

Marzec 2008 roku nie mógł nas zbyt długo utrzymać w mieście. Coraz cieplejsze dni, coraz więcej słonka i… zapału do pracy! Ale sporo czasu spędziłam spacerując po ogrodzie i załamując ręce, zastanawiałam się od czego zacząć??? W nocy śniła mi się taka mała zgrabna kopareczka :), która rozwiązała by moje problemy z zalegającymi korzeniami i nierównym terenem. Spacerując po wsi zaglądałam gospodarzom na podwórka: a nuż u któregoś takie cudo zobaczę i „po sąsiedzku” wypożyczę… A ponieważ z natury nieśmiała jestem, na snach się skończyło.
Zaczęłam od wygrabienia sporej ilości liści i igieł i szyszek. Pomyślałam, że czeka mnie taka praca kilka razy w roku, zwłaszcza wiosną i jesienią i zaczęłam się zastanawiać co robić z taką ilością „materiału”? Góry kompostowe rosną, zresztą zdążyłam już się naczytać na forum o tym jak zakładać kompostownik i mimo, że jeszcze ekspertem nie jestem, to wiem, że z samych liści, szyszek i igieł dobrego materiału nie będzie. Będę musiała o tym pomyśleć.

Zaprosiłam Tatę, pomyślałam: doświadczony ogrodnik, który pierwszy swój ogród zakładał na rumowisku, a drugi na kartoflisku i wybudował w swoim życiu kilka altanek i innych ogrodowych „architektur”, np:

…na pewno doda OTUCHY i kilka cennych wskazówek :). Tata przyjechał, pospacerował, popatrzył…

i stwierdził…. że bez cięższego sprzętu nie damy rady!!! To samo powtarzali inni, którzy problem poznali. I tak targały mną wątpliwości, aż któregoś słonecznego ranka…..
Postanowiłam, że na zachętę 😉 zajmę się tą częścią ogródka, która najmniej mnie przerażała. Konieczne było pozbycie się starej, rzadko koszonej trawy, która poprzerastała w zbite, mocno wystające kępy.

Musiałam wypracować jakąś metodę, bo niemożliwe było „zwykłe” kopanie szpadlem ze względu na płytko rozchodzące się grube korzenie sosen. Do tego dochodziły długie korzenie mniszka :(…
Widły, pazurki i dużo płynów do picia. Wbijałam widły dość płytko, pod kątem, tak aby podważyć kępę, potem na kolanach dokładnie otrzepywałam ją z ziemi. I tak kępa po kępie rosła góra kompostowa. W marcu ziemia była jeszcze mięciutka i wilgotna więc kopało się nawet miło… Pierwszy oczyszczony fragment został od razu wstępnie wyrównany i ubity pod wysiew trawy. Postanowiłam również wytyczyć PIERWSZE RABATY, w których miały się pojawić pięknie kwitnące różaneczniki i azalie

W kwietniu 2008 na tej rabacie pojawił się mój pierwszy w życiu różanecznik

…i od razu popełniłam błąd przy sadzeniu: pożałowałam kwaśnego torfu i ściółki z kory, przekonana, że igły i szyszki dostatecznie zakwasiły glebę i mam idealne warunki dla kwaśnolubnych. Niestety, brzegi liści zaczęły brązowieć i roślina nie wyglądała zdrowo, mimo, ze zdążyła pięknie zakwitnąć. Brak ściółki spowodował wysychanie, co zauważyliśmy po tygodniu nieobecności w Osolinie. Oczywiście błędy naprawiłam, wymieniając glebę wokół kwiatka i ściółkując zebranymi w ogrodzie szyszkami. Zauważyłam również, że rozwijające się młode listki tego różanecznika są jasno-brązowe i lepkie. To mnie oczywiście przestraszyło nie na żarty, ale eksperci na Forum Ogrodniczym uspokoili mnie, że to naturalne dla niektórych odmian

Postanowiliśmy razem z MMŻ*, że nie będziemy jeszcze siać trawy w tej części ogrodu przed domem ze względu na plany budowy tarasu, na co będzie potrzeba trochę terenu choćby na wysypanie piachu, czy składowanie materiałów. Przeniosłam się więc do tej bardziej dzikiej części ogrodu, aby ją troszkę poskromić 🙂 Znów grabiłam, zbierałam szyszki, resztki spróchniałych gałęzi, kolejny raz pryskałam herbicydem, wypatrując przy tym każdy nieśmiało zieleniący się odrost jeżyn.

I wtedy postanowiłam, że utworzę rabatkę dla skalniaków w obrębie trzech blisko siebie rosnących brzóz. Na kolanach, po kawałku wydzierałam kłącza perzu, a musiałam to robić dokładnie, gdyż do tej pory nie odrosły i mój niby-skalniaczek jest „czysty” a roślinki ładnie się rozrosły!

Pierwsza rabatka w tej części ogródka dała mi dużo radości i nadziei, że jednak możliwe będzie stworzenie tu przyjaznej przestrzeni, jednak po kilku miesiącach obserwacji i pielęgnacji wiem, że na wersję ostateczną zagospodarowana tego miejsca trzeba będzie jeszcze poczekać. Grabiąc liście po zimie odkryłam w kącie ogrodu urokliwy cienisty kącik pod młodym świerkiem, za drewnianą budką, służącą obecnie za domek narzędziowy. Pod liściową pierzynką powstała warstwa żyznej, wilgotnej ziemi, w której od razu wyobraziłam sobie piękne kępy funkii, paproci i konwalii. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, posadziłam roślinki, podlałam i …. czekałam na efekty.

Posadziłam jeszcze tuż przy siatce dwa krzaczki mahonii ostrolistnej, która również dobrze rośnie w cieniu. Okazało się jednak, że mój cienisty zakątek tylko wczesną wiosną, za sprawą topniejących śniegów, ma tak cudownie wilgotne podłoże. Wraz z czasem i rosnącą temperaturą ogród pokazał całą prawdę o sobie: ziemia tu sucha, piaszczysta, w sam raz dla sosen, perzu i podagrycznika!. Całe pięć dni nieobecności w ogrodzie przy bezdeszczowej pogodzie sieje straszne spustoszenia! Konieczne będzie nawiezienie dobrej ziemi i nawadnianie, nawadnianie… Ale przedtem należało wyrównać teren, a do tego podchodziliśmy z dużymi obawami. Bez kopareczki, tylko szpadel i taczka…


Niezmiernie cieszy mnie praca w ogrodzie i bardzo żałuję, że jeździmy do „leśnego raju” tylko w weekendy. Są to dwa dni w tygodniu, w czasie których trzeba się również zająć domkiem, ale także wypocząć, choćby zwiedzając piękne okolice Osolina na rowerach. Odliczając czas niepogody oraz takie tygodnie, w których trzeba było zostać w mieście, niewiele tego czasu zostaje. Ja jednak tłumaczę sobie, że nie urządzamy ogrodu na wyścigi, w tygodniu mamy sporo czasu na przemyślenia i dzięki temu być może uniknęliśmy wielu błędów i niezaplanowanych działań.
Tymczasem, szczęśliwi, że w ogrodzie się przejaśnia, zwieźliśmy ogrodowe mebelki, aby godnie przyjąć pierwszych gości na grilla! Mebelki w tym miejscu (pięknie odnowione) pasują trochę jak… kwiatek do kożucha, ale co tam! Można wygodnie usiąść i obserwować piękny zachód słońca, albo szalejące w koronach drzew wiewiórki!

Maj – czerwiec 2008

Tyle jest przyjemnych chwil w życiu ogrodnika! Bardzo lubię wizyty w centrach ogrodniczych ! Muszę mieć wtedy przy sobie osobistego Stróża, który zadba o to, aby nie zakopać całej pensji w ziemi

Klony to przepiękne drzewa! Kiedyś będę miała kolekcję….Na razie mam jednego… Tu na zdjęciach wczesną wiosną i latem (w towarzystwie bergenii i małej hosty)

pict4016.jpg
pict4755.jpg

Jest to klon palmowy Acer palmatum atropurpureum, który przysporzył mi sporo problemów. Powinnam raczej powiedzieć, że to ja mu przysparzałam kłopotów sadząc w nieodpowiedniej, gliniastej ziemi, wystawiając na ostre słońce i wiatr i nie zapewniając mu odpowiedniej wilgoci w powietrzu, przez co o mało go nie straciłam! W porę wykopałam go z ziemi z ociekającymi wodą korzeniami, przycięłam prawie przy ziemi martwe gałązki i umieściłam w donicy z drenażem na dnie. Ziemia lekko kwaśna, ściółka i częste zraszanie. Na drugim zdjęciu widać, że mu się te zabiegi spodobały:). Kiedy już „wydobrzeje” znajdę mu odpowiednie miejsce w ogrodzie.

Wiosna 2012

Wiosna… czekanie na zieleń… Kolorowe krokusy, białe magnolie, krzyczą żółcią forsycje… a ja wciąż niecierpliwie czekam na zieleń! Zieleń na drzewach, na trawnikach, na młodych przyrostach iglaków. To dla mnie najtrudniejsza pora roku, bo wymagająca najwięcej cierpliwości.

W naszym ogródku też nie brakuje znaków wiosny:

ciemiernik

Za chwilę pękną pąki pigwowca

Hortensja pnąca sięga swej podpory

Budzą się młode rozetki rojników

Młodziutka zeszłoroczna sadzonka forsycji

Żarnowiec na tle liliowców

Moje odkrycie: pęcherznica o jaskrawo-żółtych listkach wiosennych, wygląda niezwykle dekoracyjnie w szarym jeszcze ogrodzie. Z pewnością powtórzę ten krzew, nie jestem pewna tylko czy to odmiana „Luteus” czy „Angel Gold” a może ” Dart`s Gold”

Powrócił do mnie temat moich ukochanych klonów. Pisałam, że kiedyś będę miała kolekcję…
Myślę, że warunki tego ogrodu mogą być im bardziej sprzyjające, przy odrobinie pomocy spróbuję je zachęcić do pozostania na dłużej 🙂

A to mój kolejny kaprys… Języczka pomarańczowa. Już się przekonałam, że straszna z niej za przeproszeniem „pijaczka” :))
W zeszłym sezonie nie wyglądała dekoracyjnie. Podlewana raptem co tydzień, większość czasu spędzała w pozycji „zwisłej” z pragnienia. Prostowała się po podlaniu, ale to i tak nie dodawało jej urody, gdyż umiłowały sobie ją ślimaki 🙁
Została przesadzona do pogłębionego dołka z dobrą ziemią i na razie wygląda ślicznie, jak wszystko co malutkie i budzące się dopiero do życia ;). Jeszcze nie wiem jak będę walczyć ze ślimakami. Może piwko…

Zasiliłam rabaty azofoską i kompostem a hortensje dostały nawozu specjalnego. Badałam również odczyn gleby, który okazał się obojętny, co odkryłam ze zdziwieniem. Ogród pod sosnami… Kiedy się jednak zastanowić, to okazuje się, że wprawdzie nie miałam takiego zamiaru ale wciąż z tą naturą walczę. Grabię igły, wymieniam ziemię pod nowe nasadzenia. Zrobię jeszcze kilka testów w różnych miejscach ogrodu, żeby się upewnić.
Plan na ten rok: Rozpocząć prace nad żywopłotem. Ma być różnorodny, mieszany. Fragmenty ścianek z iglaków, ale również krzewy liściaste.


Niespodzianka!!! Hortensja pnąca sadzona w zeszłym roku będzie kwitła!!! Na tej małej jeszcze roślince naliczyłam 6 pąków!!!

Nie liczyłam na kwiaty tak szybko. Doświadczeni ogrodnicy ostrzegają, że hortensja pnąca zakwita dopiero po kilku latach, a moja jeszcze nawet nie sięga podpory… A może to nie kwiaty 🙁 …. O tym z pewnością przekonam się niebawem.
Pisałam wcześniej, że języczka cierpi z powodu ślimaków, ale nie sądziłam, że te paskudy dobiorą się do niej tak szybko 🙁
Oj, zbudujemy basenik piwny 😉

Piwonie pokazują pąki. Bardzo lubię piwonie. Są ozdobą cały rok. Po przekwitnięciu liście zdobią ogród całe lato a jesienią nabiera pięknych, jesiennych barw.

Klon palmowy :Katsura” też ma się dobrze. Może spełni się wreszcie moje marzenie o kolekcji pięknych klonów?… Na razie szukam mu towarzystwa. Zastanawiam się z czym będzie dobrze wyglądał? Może jakiś soczyście zielony nieduży iglak…

Zaczęłam regenerację trawnika. Ponieważ podłoże nie było wcześniej przygotowane przez nawiezienie ziemi, teraz walczę z lichym trawnikiem. Podziurawiłam darń widłami, zasypałam warstwą ziemi do trawników i dosiałam mieszankę traw przeznaczoną do dosiewek. Niestety muszę to robić etapami z powodu bardzo ograniczonego czasu 🙁


Zawsze się martwię, że przegapię kwitnienie jakiejś rośliny. Niestety zdarza się, że przez dwa – trzy tygodnie nie możemy się wybrać na działkę, jeśli wtedy coś kwitnie, bywa, że tego nie zobaczymy. Cieszę się, że zdążyłam na kwitnienie pigwowca. Piękne, koralowe jaskrawe kwiaty. I mam nadzieję, że zawiążą się owoce, które są również piękną ozdobą. Posadziłam go pod tarasem, aby go podziwiać od wczesnej wiosny przy porannej kawce 🙂 To kolejny krzew do powtórzenia w ogrodzie…

Gotowe do kwitnienia parzydło leśne. Rośnie i kwitnie od północnej, zacienionej strony domu, jednak wygląda ślicznie dzięki jasno-zielonym delikatnym listkom. Z daleka cieszy oko jasną plamą zieleni w cieniu.

Perukowca lubię za jego pokrój, taki trochę ażurowy. Przy tym kształcie liści wygląda pięknie, zwłaszcza kiedy się przebarwia jesienią… Niestety, od trzech lat czekam na peruczki…

Złotolistna pęcherznica zaraz zakwitnie.

Krzewuszka ma się dobrze

Ta pęcherznica miała bordowe listki…… miała… Wiem, że do wybarwienia liści potrzebuje słońca. Może jest jeszcze szansa… Prześwietliliśmy trochę korony drzew, wycięliśmy sporo leszczynowych gałęzi zacieniających to miejsce. Cóż, jeśli się nie uda, to i tak jest ładna 🙂

Ciemiernik nadal wygląda efektownie

Zakwitła sosna kosodrzewina

Azalia japońska „Rosalind”

Nieśmiało wychylają się dalie…
Wiem, nie powinnam sadzić przed „zimną Zośką”, ale kto nie ryzykuje… Dziś już 13 maja, mamy gwałtowne ochłodzenie, ale może obejdzie się bez przymrozków.

Żurawka

Kalina koralowa nie będzie pełniła roli żywopłotu. Nie jest dość gęsta. Prawdopodobnie brakuje jej dobrej gleby. Staram się co roku wzbogacać ją kompostem i obornikiem granulowanym, ale to wymaga czasu. Wydaje mi się, że przycinanie osłabia kwitnienie, ale może spróbuję w tym roku jeszcze raz…

Hortensja bukietowa

I kolejny krzew o bordowych (?) liściach: krzewuszka 🙂

Moja ulubienica prawie zdobyła sosnę!

Niepewna jest przyszłość klona…
Służy mu tu klimat, jednak jakiś szkodnik nie pozwala żyć obgryzając liście 🙁 Konieczny jest oprysk

Lato i jesień 2011

Nie zdążyliśmy się nacieszyć ogrodem tego lata, a już jesień… Kilka godzin w miesiącu i jeden kilkudniowy urlop to tak mało… Zwłaszcza kiedy oprócz prac w ogrodzie czekają na spacery cudowne lasy i okolice tak urokliwe, że za każdym razem w drodze powrotnej do codzienności mam mokre oczy 🙁
Ten sezon znów był za krótki… udało mi się jedynie posadzić kilka nowych roślin, na bieżąco pielęgnować trawnik, kosić i grabić ogromne ilości (jak na tak mały ogród) szyszek, igieł i liści a jesienią mocno przerzedziliśmy rząd leszczyn rosnący na granicy działki, ponieważ zacieniał sporą część ogrodu. Nieoceniona okazała się znowu rębarka do gałęzi, która szybko poradziła sobie ze sporą ilością materiału. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak pozbyłabym się tych gałęzi, gdybym jej nie miała…

Tu fotorelacja „pożerania” gałęzi. Można wpakować naprawdę sporą gałąź:

Posadzona wiosną hortensja pnąca: skąd wie w którą stronę ma zwrócić pędy?… Wiosną przyszłego roku dosięgnie wreszcie sosny i już nie mogę się doczekać kiedy ją otuli i rozkwitnie…

Hortensja ogrodowa zeszłej zimy przemarzła ale odbiła od korzeni więc skoro kwitnie na pędach zeszłorocznych – dostanie tym razem ubranko na zimę i mam nadzieję doczekać się kwiatków w przyszłym roku.

jeszcze pęcherznica diablo

wcześniej posadziłam również pęcherznicę żółtolistną, zdjęcia niestety nie mam.
śliczna krzewuszka o bordowych liściach, powtarzająca kwitnienie pięknie się prezentuje przy hortensji bukietowej

Sosna himalajska, której uszczykuję młode przyrosty aby ją zagęścić. Może w przyszłym roku się powstrzymam, to większa urośnie 🙂

Z wierzbą mandżurską nie znalazłam do tej pory wspólnego języka 😉 – wyraźnie nie reaguje na moje zachęty w postaci zalewania wodą (ziemia i tak za chwilę jest sucha), kompostu, azofoski czy granulowanego obornika. Nie rośnie i już. Wiem, że preferuje wilgotne gleby a tu suche piachy, ale u sąsiada rośnie pięknie! Dałam jej jeszcze jedną szansę: pogłębiłam dół w którym rośnie, dokładając żyznej ziemi z kompostem tak, aby powstała niecka. W ten sposób mogę ją zalać większą ilością wody która powoli wsiąka oraz zasypać większą ilością ściółki, która zapobiegnie szybkiemu parowaniu. Wcześniej woda przy podlewaniu rozlewała się na boki nie wsiąkając przy korzeniach

… i wreszcie mój nowy pomysł: WRZOSOWISKO
Wprawdzie trudno nazwać wrzosowiskiem cztery wrzosy przy azalii japońskiej i sośnie kosodrzewinie, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie mam pewności, czy się tu wrzosom spodoba, więc to na razie próba.

Nie znam nazwy tej żurawki, ale susza jej nie straszna. Pięknie się rozrasta a ja uwielbiam takie roślinki!

Kolejny nowy nabytek to pomarańczowy klon palmowy „Katsura”. Obawiam się, że w półcieniu może nie osiągnąć tak pięknej ognisto-pomarańczowej barwy, ale i tak jest piękny! Wciąż zastanawiam się co mu posadzić w sąsiedztwie…

Pewniakiem w naszym ogrodzie jest również bergenia. Zawsze piękna, nawet kiedy czerwienieją lub podsychają jej liście.

Na jednym ze spacerów „pozyskałam” sadzonki żywotnika :), który wyróżnia się ciekawym żółto-zielonym zabarwieniem igieł. Żółte wstawki układają się w paski, stąd chyba jej nazwa Thuja plicata „Zebrina” :). Na razie się nie chwalę, wiosną zobaczymy co z tego urośnie…

Jesienią mam kłopot z opadającymi igłami. Na rabatkach wyglądają urokliwie, nie usuwam ich, bo tworzą „kołderkę”stanowiącą dodatkowe zabezpieczenie korzeni przed mrozem a glebę chronią przed wysychaniem, ale zalegające na trawniku przynoszą same szkody. Zakwaszają glebę co nie służy trawnikowi, a pozostawione na zimę razem z opadłymi liśćmi hamują dopływ tlenu i powodują gnicie trawnika. Kilkanaście sosen na 500 mkw to sporo igieł do grabienia… co tydzień!

Przed nami jeszcze jeden – ostatni chyba weekend na działce. Czas na zabezpieczenie wrażliwych roślin przed mrozem. I spacery, oczywiście 🙂

Wiosna 2011

Po zimowych szarościach z wielką tęsknotą wypatrywaliśmy pierwszych przebłysków zieleni. A kiedy już rozpoczyna się festiwal barw w ogrodach trudno nadążyć: tak szybko przekwitają rośliny, na których kwiaty czekamy przecież cały rok!

autorka zdjęć: Magda Łepkowska 🙂

Lato 2010

Lato przyszło pięknie… Na nowo zaczynam przygodę z różami, a jest pierwszą i na razie najpiękniejszą… :)<

Ale czas na relację z zakładana trawnika w leśnym ogrodzie:
Tak wygląda po tygodniu od posiania:

To siewki mikrokoniczyny
Trawnik został obficie podlany. Pora na zakładanie trawnika mało odpowiednia, ze względu na wysoką temperaturę i mało opadów. Najlepszy czas na sianie trawy to wiosna i wczesna jesień. Nasz trawnik potrzebuje więc sporo wody, zwłaszcza, że ziemia tu piaszczysta. Przekonaliśmy się o tym, kiedy następnym razem pojawiliśmy się w Osolinie dopiero po dwóch tygodniach. Siewki mikrokoniczyny jakby zniknęły :(, trawa nie urosła od poprzedniego razu. Znów obfite podlewanie, po kilku dniach kolejna wycieczka za miasto „w celu podlania trawy”. Sporo zachodu kosztuje te parę metrów zielonej murawy…
Tymczasem rośliny jakoś sobie radzą

Żurawka

Krzewuszka – pierwsze kwitnienie

Odradza się po przemarznięciu kokornak, mam nadzieję, że się wzmocni

Czekam na pierwsze kwitnienie hortensji… cierpliwość to podstawowa cnota ogrodnika 🙂

… i zastanawiam się jak pomóc mojemu jedynemu jak do tej pory różanecznikowi, który chyba posmakował ślimakom. Popełniłam błąd usuwając wiosną spod niego ściółkę z szyszek, które być może stanowiły przeszkodę dla tych szkodników.

Prawdopodobnie obfite deszcze majowe podwyższyły ph gleby, co utrudniało pobieranie cennych składników z gleby. Potem przyszła susza i dokończyła dzieła. Po ponownym wyściółkowaniu, podsypaniu nawozem zakwaszającym oraz podlaniu, wygląda jak nowo narodzony, co wkrótce pokażę na zdjęciu…


Nie zdążyłam sfotografować różanecznika po kuracji, a już mam następny problem :(. Na liściach pojawiają się rdzawe plamy. Wygląda to na poparzenie słoneczne (podlewanie odbywa się w słońcu z braku innych możliwości, więc mokre liście są narażone na przypalenie promieniami słonecznymi) lub niedobór wapna. Ten drugi przypadek jest możliwy ze względu na ostatnie zasilenie nawozem zakwaszającym. Być może popełniłam „szkolny ogrodniczy” błąd stosując nawóz zakwaszający bez uprzedniego zmierzenia pH gleby. Ogród leśny, ściółka z igieł i szyszek, więc naturalnie zakwaszająca warstwa. Pomyślałam jednak, że obfite deszcze mogły to zmienić i pewnie przesadziłam zakwaszając. Zaopatrzyłam się wreszcie w pH-metr i zamierzam więcej tego błędu nie popełnić. Mam nadzieję, że kiedyś pokażę to obiecane zdjęcie.
Tymczasem 1/3 działki zaczyna przypominać ogród dzięki zielonej przestrzeni jaka się wreszcie pojawiła. Trawnik wschodzi nierównomiernie, w wielu miejscach będzie konieczne dosianie nasion, ale jak na tak trudne warunki jest nieźle 🙂 Mikrokoniczyna wschodzi słabo, możliwe, że jej się u nas nie spodoba?… Czas pokaże.

pict6587kk.jpg


Sierpień 2010

…. Dlaczego lato trwa tak krótko…
Stanowczo za krótko, aby nacieszyć się ogrodem.
Tymczasem mało mamy czasu aby w nim odpocząć, tyle jest do zrobienia. Cieszy jednak coraz więcej zieleni (trawnik), która dzięki deszczom dłużej się utrzymuje.

WIOSNA 2010

Budzimy wiosnę!
Wyjątkowo długo każe na siebie czekać w tym roku… Zima dała nam się we znaki, tym bardziej cieszą pierwsze oznaki Przebudzenia…

Jolu, to ciemiernik od Ciebie! Był dla mnie dzisiaj najmilszą niespodzianką 🙂
Ten kawałeczek leśnego ogródka cały jest dla mnie jeszcze niespodzianką. Wciąż nie mam pewności sadząc rośliny która z nich będzie się tu czuła dobrze. Staram się oczywiście każdej sadzonce zapewnić odpowiednie warunki, ale wiem z doświadczenia, że to nie wszystko i dopiero po ok. 2-3 latach roślinka pokaże, czy jej dobrze, czy rezygnuje z gościny :(. Jedno już wiem, nie będzie to ogród kolekcjonera. Sosny i brzozy już nadały charakter tej działce, a ja staram się sadzić krzewy i byliny, które nie będą się kłóciły z otoczeniem.

Dziś po długiej zimowej przerwie pospacerowałam po ogrodzie przyglądając się uważnie wschodzącym roślinkom. Przycięłam kilka krzewów, zasiliłam różanecznik i azalie (jedna wygląda nieciekawie ale dam jej szansę), z lekkim niepokojem rozejrzałam się i uświadomiłam sobie co nas czeka w tym sezonie…

Prace ruszyły pełną parą!
Należało zacząć od zgrabienia liści i igieł zalegających na rabatach. Wprawdzie niechętnie to robię, ponieważ odkrywam przy tym ziemię narażając ją na wysychanie i zachwaszczenie, ale nie jestem pewna, czy zalegające liście również nie stwarzają zagrożenia podczas rozkładania się. Poza tym warstwa liści ukrywa nieśmiało wychylające się pierwsze kwiatki, o których zapomniałam i mogłam przez nieuwagę uszkodzić. Moje rabatki nabierają kolorów. Częściowo uszkodzony przez mróz (choroby) różanecznik nieśmiało zakwita… Na pierwszym planie czeremcha, która sama wybrała sobie tu miejsce, a skoro działka ma mieć charakter leśny – niech zostanie. Podobno ładnie kwitnie i zlatują się do niej pszczoły. I liście przebarwia jesienią, a to uwielbiam!

Pieris, który wyjątkowo dobrze przezimował, jest moją dumą… Jak na razie miejsce mu służy, więc mogę się rozejrzeć za innymi odmianami

Kolejna moja miłość: żurawki. Na razie mam ich tylko kilka 🙂 ale będzie więcej, bo im również dobrze między sosnami. Teraz szykują się do kwitnienia:

I wreszcie zidentyfikowałam samotnika rosnącego na działce (ten też sam sobie wybrał to miejsce przed laty 🙂

Myślę, że powinnam się jeszcze upewnić na „http://forumogrodnicze.info/” Forum ogrodniczym, tam są znawcy, ale stawiam na topolę osikę 🙂
Zapytam również o to pnącze, wygląda jak wiciokrzew, mocno się rozrasta nawet w zacienionych miejscach, ale chętniej czepia się podłoża niż siatki, wypuszczając korzenie. Trochę go „przymusiłam” do pionu, ale czy posłucha?…

Posadziłam również pigwowca, wisterię (przy tarasie), hortensję limonkową. Porządkując ogród natknęłam się na siewkę bordowej leszczyny, którą przesadziłam – takie niespodzianki lubię 🙂
Jednak najwięcej czasu zajęło wyrównywanie terenu. Tak jak pisałam w poprzedniej części – najbardziej martwiła nas góra ubitej ziemi, która wydawała się nie do ruszenia bez kopareczki

teraz z górki nie zostało prawie nic

Szpadel, taczka i grabie… Wprawdzie dłużej i czasem z bólem mięśni, ale z ogromną satysfakcją 🙂
Mamy nadzieję jeszcze w maju posiać trawę w części ogrodu, żeby się zazieleniło… Wybraliśmy do tego nasiona trawy z mikrokoniczyną. Nie ma jeszcze wiele opinii na temat tej mieszanki, a te, które czytałam są bardzo różne. Mimo wszystko zdecydujemy się, ponieważ łatwiej rośnie na takich trudnych, suchych podłożach w zacienionych miejscach, nie wymaga częstego koszenia i nawożenia. Listki koniczyny utrudniają rozwój chwastów i ograniczają parowanie wody. Mikrokoniczyna wiąże azot, dzięki czemu murawa jest zdrowa bez nawożenia. Więcej o http://www.iglak.pl/sklep/schematy/mikrokoniczyna.htm mikrokoniczynie.


…a tyle było planów…
…trawa nie posiana, miejsca, w których powinna już kiełkować porastają dumne chwasty, tygodniowy urlop minął. A wszystko przez nieustannie padające ostatnio deszcze. Z dnia na dzień wyglądaliśmy przejaśnienia i przebłysków słońca… Pojawiły się dopiero dzisiaj po południu. Nie mam zamiaru długo narzekać, bo brak trawnika to nic w porównaniu z powodzią, jaka dotknęła wielu ludzi… Trawnikiem zajmiemy się niebawem.
Tymczasem pojechaliśmy na kilka godzin, aby sprawdzić, czy w letnisku wszystko w porządku. I tak: najlepiej mają się funkie, którym duża wilgotność bardzo odpowiada. Nawet nie wiedziałam, że mam takie okazy, świetnie też radzą sobie żurawki i liliowce. Iglaste mają śliczne jaśniutkie przyrosty. Jest mokro, cieniście, świeżo…


Czerwiec 2010

Deszcze wreszcie ustąpiły, nastał idealny czas do zakładania trawnika. Ziemia wilgotna, po raz kolejny równaliśmy i walcowaliśmy teren przed domem z mocnym postanowieniem, że nie wyjedziemy, dopóki nie posiejemy trawy. Jak na złość, ciągle jeszcze trafiałam na wielkie kępy perzu, które należało wykopać i dołki uzupełnić ziemią. Mocno nadwyrężone kręgosłupy ostro dawały o sobie znać. Chwilami miałam łzy w oczach, bo nie ma chyba nic gorszego dla ogrodnika zapaleńca, jak ciało odmawiające posłuszeństwa :(. A tyle jest jeszcze do zrobienia… Jednak się udało, trawa posiana, podlana, czekamy na efekt.

Po powrocie do domu dopadły mnie obawy: a może wróble się zlecą i wydziobią nasiona, a może przyjdzie ulewa i spłyną… I takie bardziej realne: przecież sosny zrzucają igły i szyszki ostatnio w dość dużych ilościach, jeśli zasypią nasionka, te nie wykiełkują… To będzie trudne czekanie…Ogród jeszcze taki pusty… staramy się go stopniowo wypełniać. Najpierw rabaty i trawnik przed domem. Tutaj już rozrosły się dwie kaliny koralowe

Niezawodne – nawet w trudnych warunkach majowa piwonia i czyściec wełnisty

Cieniolubne hosty i języcznik

Parzydło leśne: cały rok po posadzeniu, ale jeszcze nie kwitnie :

Rok 2009

28 marca 2009

Urządzanie ogrodu w Osolinie trochę się przedłuży. Właśnie postanowiliśmy się przeprowadzić do nowego domku, zaczynamy prace związanie z wykończeniem, dlatego nie potrafimy zaplanować nic konkretnego na wiosnę i lato w naszym leśnym ogródku :(. Wprawdzie na czas tych wszystkich przeprowadzkowych działań przenosimy się do Osolina, ale pilnowanie robót wykończeniowych może nam pochłonąć cały czas :(. Mam jednak nadzieję, że będąc tam na miejscu uda się chociaż nawieźć ziemi…

czerwiec 2009

Jeszcze brak czasu, aby prace ruszyły pełną parą, tymczasem kilka zdjęć wiosennych:

JESIEŃ W OSOLINIE

Lato 2008

Lipiec – sierpień 2008

przyniósł wiele satysfakcji z przekopania i wyrównania sporej części ogrodu. Tu planujemy między innymi kawałek trawnika, ale z jego założeniem postanowiliśmy poczekać do przyszłego roku. Tymczasem plac gołej, ubitej ziemi wysychał, zaczęły się pojawiać chwasty. Zmartwiona, szukałam sposobu, by móc przeczekać, nie robiąc jednocześnie „na szybko” pochopnych nasadzeń. Zaczęłam czytać o nawozach zielonych i postanowiłam…. zasiać facelię. Facelia błękitna nie ma dużych wymagań odnośnie gleby, nie straszne jej susze, szybko wschodzi, wygląda jak niebieska łączka i po przekopaniu wprowadza do gleby mnóstwo odżywczych składników.

Facelia to bardzo miododajna roślinka. Przekonaliśmy się o tym, kiedy przez cały okres kwitnienia zlatywały się do nas pszczoły z pobliskich uli. Na szczęście były zainteresowane tylko niebieską łączką. Pojawiały się również inne ciekawe owady…

Naszą niebieską łączkę z ciężkim sercem przekopałam, w końcu miała zadanie do spełnienia…

Tak wiele się działo w tym sezonie, że niełatwo wszystko poukładać chronologicznie… W sierpniu robiliś…my 🙂 TARAS!!!
Nie było łatwo… Zwłaszcza, że byliśmy umówieni z „majstrem”, który zrobił wykop, ułożył kilka bloczków i…. tyle go widzieli. Trochę się załamałam. Tomkowi bardzo zależało na tarasie. Szybko się jednak zorientowałam, że Tomek po cichu zaciera rączki i… zamawia piasek, cement, poprawia krzywo zrobiony wykop, wylewa chudziak, stawia kolejne bloczki… 2 sierpnia 0 7 rano na działce pojawiło się 20 ton piasku (!!!). Przestraszyłam się i schowałam się za domem. Zaczęłam gorączkowo myśleć co dalej… Skąd wziąć ludzi do pracy? Nie mieliśmy dużo czasu. Tomek się nie zastanawiał. Zaczął działać!

Sierpień 2008

Tak wyglądał taras o godz. 14

Taras został zabezpieczony przed zimą wylewką, cd prac nastąpi…

Jesień 2007

Właściwie to pierwsza taka pracowita pora roku, bo wcześniej na tej dzikiej działce starałam się odgarnąć w jednym miejscu trochę trawy, zgarnąć szyszki, żeby móc postawić leżak. Oczywiście kolejna osoba z leżakiem musiała sobie zorganizować swój placyk. Przejść z jednego końca ogrodu na drugi przez gęstwinę – to był nie lada wyczyn! Wprawdzie zdarzało się, że wycięliśmy wszystkie samosiejki brzóz, całe pola jeżyn, wyzbieraliśmy mnóstwo gałęzi (nie gałązek- gałęzi!) i cieszyliśmy się, że teren uprzątnięty, następnym razem przyjedziemy i będziemy odpoczywać! Ale „następny raz” był zwykle nieco odległy czasowo i okazywało się, że… znów nie ma gdzie postawić leżaka bo w miejscu jednej wyciętej brzózki wyrosły trzy nowe, a jeżyny… jakby właśnie cięcia do wzrostu potrzebowały najbardziej!

Tak bardzo „naturalny” ogród jest znakomitym środowiskiem dla różnych żyjątek. Miło było poobserwować jeża, który zrobił sobie w ogrodzie zimową kryjówkę, kosa, zbierającego budulec na gniazdko, czy jaszczurkę, która najlepiej czuła się w stercie betonowych bloczków i kamieni.

Ludzka natura: „uczynić sobie ziemię poddaną” odezwała się wreszcie! Chcemy mieć kawałek przyjaznego ogrodu, zachowując jednocześnie leśny charakter działki dla jeża i jaszczurki. Może się uda?…

Padło pytanie: od czego zacząć? Gdzie szukać pomocy? Zaczęłam od lektury fachowych czasopism, kupowałam książki, ale minęło trochę czasu, zanim podjęłam pierwsze decyzje. Przede wszystkim uświadomiłam sobie, że trzeba zacząć od odchwaszczenia i wyrównania (ukształtowania) terenu. I nie chodziło jedynie o pozbycie się perzu, czy innych drobnych „chwaścików”. Najtrudniejsza była walka z niezliczoną ilością brzózek połączonych ze sobą siecią korzeni, które ciągnęły się płytko pod ziemią i ciężko było znaleźć wolne miejsce na wbicie szpadla. Perzowy „trawnik” też nie wyglądał ładnie… Myślałam czasami: potrzebuję fachowej pomocy – ogrodnik, koparka, kilku silnych panów spod sklepu i po sprawie!
I wtedy trafiłam na „http://forumogrodnicze.info/”! Zaczęłam nieśmiało zadawać pytania i dotarło do mnie to co najważniejsze. Owszem, można zatrudnić projektanta, ogrodnika, zaplanować, zlecić, ZAPŁACIĆ i już. Tylko co z tego? Może się okazać, że próżno szukać później satysfakcji, pięknie zaprojektowane rosarium jest jakieś… obce. Zaczęłam czytać i okazało się, że mój zapał do pracy w ogrodzie rósł z każdym nowym poznanym na forum ogrodem.

Październik 2007 roku był piękny! Jakby pogoda sprzyjała właśnie mnie. A może to była moja wewnętrzna pogoda, a zewnętrznej aury po prostu nie czułam, przejęta pracą? Zaczęliśmy od wycięcia wszystkich małych drzewek, krzewów, samosiejek, nawiercaliśmy otwory w pniach i gałązkach i zalewaliśmy je stężonym herbicydem. Potem spryskaliśmy również podagrycznik, bo walka z nim bez „oręża” nie byłaby możliwa ze względu na jego ilość i dość długie panowanie w ogrodzie. I wtedy otworzyła się przestrzeń…

Dopiero teraz okazało się jak wiele jeszcze czeka nas pracy. Ta zieleń to po prostu perz, przerośnięty kępami trawy, mniszka podagrycznika i innych chwastów polskich, wrośnięty w twardą, zbitą powierzchnię ziemi. Trzeba było zrobić z tym porządek, przygotować teren pod piękny zielony trawniczek i rabaty z obficie kwitnącymi krzewami i kwiatami.

Tymczasem przyszła zima a wraz z nią tęsknota za leśnym buszem… Nastały długie, zimowe wieczory. Postanowiłam zaplanować prace w nadchodzącym sezonie. Pomyślałam: nie dam rady! Teren nierówny: górki, pagórki, przerośnięty wciąż chwastami, starą darnią traw oraz niezliczoną ilością korzeni nie wiadomo już których drzew! Wezmę firmę, przyjadą ze sprzętem, przekopią wyrównają, ukształtują teren a ja tylko posieję i zasadzę. Ale zaraz przyszły wątpliwości: to pochłonie masę pieniędzy, których nigdy za wiele, a ja wolałabym je przeznaczyć na zakup roślin. Pomyślałam też, że satysfakcja z własnoręcznie wykonanej ciężkiej pracy niczemu nie może się równać. Postanowiłam, że będę stopniowo, kawałek po kawałku, łopata za łopatą doprowadzać to miejsce do stanu „przyjaznego”. Na ile pozwolą możliwości, czas i zdrowie.